czwartek, 1 kwietnia 2010

III Przejście Drogą Żytawską 26-28 marca 2010 Bily Kostel - Mnihove Hradiszcze

W sumie 19 osób wzięło udział w tym przejściu: 16 osób przez cały czas i 3 osoby tylko w sobotę

A odbyło się to wszystko tak:

Piątek 26 marca godz. 7.05 Wyjechaliśmy pociągiem pośpiesznym pośpiesznym z Dworca Głównego we Wrocławiu do Goerlitz. Potem po przesiadkach w Goerlitz i Zittau dotarliśmy ok godz. 11.40 do miejscowości Bily Kostel, gdzie zakończyliśmy nasze Przejście nr II w grudniu ubiegłego roku.
Na zdjęciach poniżej zdjęcia z naszej podróży do Bilego Kostela:







































































W Bilym Kostelu jest kościół, którego biała wieża widoczna z oddali, zachęcała do tego, aby tam właśnie rozpocząć nasze Przejście. Kiedy w grudniu dotarliśmy do tego miejsca, nie mieliśmy jeszcze świadomości, że to jest już, niestety, "były kościół".
Teraz, kiedy dotarliśmy do niego, zauważyliśmy samochód, z którego robotnicy przenosili do kościoła jakieś sprzęty. Pozwolili oni nam wejść do kościoła. Weszliśmy bocznymi drzwiami, obok prezbiterium.




Niestety, widok, jaki zastaliśmy wewnątrz, był tragiczny. Dla wierzących katolików to był szok. W prezbiterium ani śladu ołtarza, tabernakulum, ambony, krzeseł dla księdza czy służby liturgicznej. Wewnątrz kościoła jakieś nowe stoły i ławki oraz krzesła. Podłoga w kościele pokryta nowymi kaflami, podobnie w prezbiterium.
Robotnicy wyjaśnili nam, że w czasach komuny ołtarz i sprzęty kościelne zostały wywiezione w niewiadomym kierunku. A teraz ten kościół ma służyć jako miejsce na wesela, przyjęcia i pewnie również zabawy. A w prezbiterium grać będzie orkiestra...



































Przygnębieni wyszliśmy na zewnątrz kościoła. Połączyłem się telefonicznie z ks.Markiem, który właśnie szedł "z Panem Jezusem" do chorych. Ustawiłem komórkę na "głośnomówiącą", a ksiądz Marek udzielił nam błogosławieństwa na drogę, czyniąc tam u siebie w Lubaniu znak krzyża bursą z Panem Jezusem, którego miał przy sobie, idąc do chorych. Tak więc była to symboliczna ponowna obecność Pana Jezusa w Bilym Kostelu. Powinniśmy modlić się o to, aby był to początek ponownego nawrócenia się ludzi w tej miejscowości.

Około godziny 12.00 wyruszyliśmy w drogę, kierując się na Chrastawę. Już po 4 kilometrach dotarliśmy do Chrastavy, z kościołem św.Wawrzyńca. Kościół był o tej porze zamknięty, więc w jego cieniu odpoczywaliśmy pół godziny.
























































Po wyjściu z Chrastavy, kolejny nasz odpoczynek znajdowała się pod kościołem w Andelskiej Horze.





Napotkani koło kościoła ludzie poinformowali nas, że za czasów komuny wszystko zostało z kościoła zabrane i wywiezione w niewiadomym kierunku. A obecnie znajduje się w nim atelier jakiegoś artysty.




































Następnie udaliśmy się w dalszą drogę i dotarliśmy do uroczej łużyckiej wioski Dolina Krzysztofa (Krystofovo Udoli), w której znajdował się ładny drewniany kościółek pw.św.Krzysztofa. Pan kościelny krzątał się właśnie w obejściu kościoła i otworzył nam kościół. dzięki temu mogliśmy wejść i podziwiać jego wnętrze:








































































































Ponieważ był to piątek przed Niedziela Palmową poprowadziliśmy wokół kościoła pw.św.Krzysztofa Drogę Krzyżową z rozważaniami napisanymi przez wrocławskiego poetę Kazimierza Kociołka. Po wyjściu z doliny Krzysztofa udaliśmy się do kolejnej miejscowości - Kriżany - wioski, w której miał być nasz nocleg, pod numerem 174 "U Babiczki Liduszki". Ten nocleg załatwił nam czeski przewodnik Miroslav Teszina - mieszkaniec tej okolicy. Wkraczaliśmy do Kriżan już po ciemku, ale przyjęcie jakie zgotowała nam "babiczka Liduszka" przeszło nasze najśmielsze oczekiwanie.









































W sobotę 27 marca 2010 pożegnaliśmy babiczkę Liduszkę i o godz. 8.00 wyruszyliśmy na szlak wiodący teraz do Czeskiego Dubu, w którym znajduje się sanktuarium św.Ducha oraz Komandoria Joannitów - miejsce pobytu i działalności świętej Zdzisławy. Przy wyjściu z Kriżan spotkaliśmy Mirosława Teszinę - przewodnika czeskiego, który nam załatwiała nocleg u babiczki Liduszki. Obdarowała nas mapą okolicy, abyśmy nie pobłądzili, ale jak się później okazało, Świeta Zdzisława i Duch Święty, mieli chyba jakieś inne plany wobec nas. W drodze odmawialiśmy Różaniec i koronkę do Ducha świętego, której uczył nas pielgrzym o pseudonimie "Havel". Minęliśmy kościół św.Mikołaja w miejscowości Svetla pod Jestedem:





Później poszliśmy dalej i dołączył do nas ksiądz Marek Kurzawa z Lubania, który na ile tylko może stara się uczestniczyć w naszych pielgrzymkach. Przybyła też Krystyna Zabrocka z mężem.















































Po przybyciu do sanktuarium w Czeskim Dubie okazało się, że nie ma możliwości wejścia do kościoła, gdyż kapłan wyjechał na spotkanie księży u biskupa diecezjalnego. Staliśmy więc pod sanktuarium bardzo zmartwieni tym faktem. To był mój błąd i moje niedopatrzenie, bo przecież mogłem wcześniej zadzwonić z Polski i uprzedzić o naszym przybyciu.










































































Teraz przyszedł czas na wypoczynek. Udaliśmy się więc do małej restauracji w Rynku aby się posilić i odpocząć przed dalszą drogą.

















W restauracji nastąpił spontaniczny podział naszej grupy na dwie podgrupy. Osiem osób, które odpoczęły wcześniej, postanowiło wyjść w drogę wcześniej, idąc w kierunku kościoła Świętego Jakuba w Letarzowicach i noclegu w Libiczu. Pozostałe osoby odpoczywały pół godziny dłużej i wyruszyły w ślad za nimi. W tej drugiej grupie byłem i ja, dlatego poniższe zdjęcia zostały wykonane przez nas, uczestników II podgrupy. Niestety, zabłądziliśmy, lub raczej jakaś Siła Wyższa ściągnęła nas po przebyciu około 8 dość ciężkich kilometrów przez pola i lasy na powrót do Czeskiego Duba - do sanktuarium Ducha św. Widocznie nie wolno nam było opuścić sanktuarium bez obecności na Mszy św. w nim. Poniżej zdjęcia z odcinka, na którym zabłądziliśmy i zatoczyli koło wokół Czeskiego Duba:





















































Kiedy po wyjściu z lasu nieoczekiwanie dla nas okazało się, że znów jesteśmy w Czeskym Dubie, to był dla nas mały szok. Natychmiast podjęliśmy decyzję, że w takim razie trzeba tu zostać na noc i na drugi dzień rano tutaj wziąć udział w uroczystościach Niedzieli Palmowej w Sanktuarium. Poszukiwania noclegu nie trwały długo. Znaleźliśmy niedrogi nocleg w hotelu przystadionowym.






































W niedzielę 28 marca 2010

Rankiem udaliśmy się na mszę św. Niedzieli Palmowej, która była sprawowana w sanktuarium Ducha św. o godz. 8.00. W kościele była garstka ludzi. Może ze 20 osób. Uroczystość Niedzieli Palmowej zaczęła się na dziedzińcu kościoła. Tam było poświecenie palm i odczytana Ewangelia. Z palmami i śpiewem procesyjnie wkroczyliśmy do kościoła. Męka Pańska była czytana w języku czeskim: ksiądz i dwie osoby w asyście. Po mszy św. pamiątkowe zdjęcia z księdzem w prezbiterium. To wszystko na zdjęciach poniżej:
























































Po wyjśąciu z kościoła mieliśmy ponad dwie godziny czasu do odjazdu autobusu do Liberca, więc spędziliśmy go w kawierence w Rynku na rozmowach o naszym Przejściu oraz o planach na przyszłość:


























Następnie mały spacer po uliczkach Czeskiego Dubu i oczekiwanie na przyjazd autobusu do Liberca.























W końcu udaliśmy się w drogę powrotną do Wrocławia, najpierw autobusem do Liberca, potem pociągiem z Liberca do Zittau, z Zittau do Goerlitz i z Goerlitz do Wrocławia.




















W pociągu spotkaliśmy uczestników podgrupy I (osiem osób), którzy doszli w sobotę do samego Mnihovo Hradiszcze i tam nocowali.

A oto jak wyglądało ich przejście (relacja Mieczysława Karkułowskiego):
I-a grupa pątników /połowa wędrujących/ przeczuwając, że „droga daleka a dzień krótki” po wspólnych konsultacjach wyruszyła z rynku Czeskiego Dębu niebieskim szlakiem w kierunku Mnichovo Hradiszte. Szlak prowadził poprzez przedmieścia miasteczka związanego z kultem św. Zdzisławy z Lemberku na leśny dukt cały czas pod górę, miejscami dość uciążliwą drogą. Często zwłaszcza na rozstajach leśnych dróg zastanawialiśmy się jak iść dalej bo oznaczenia szlaku gdzieś ginęły. Ale najlepiej w takiej sytuacji iść na wprost i taka filozofia okazała się słuszna. Po wyjściu z lasu ukazał się nam rozległy płaskowyż, wykorzystywany rolniczo. Nie mogąc przejść go na wprost /mokro po deszczu/ musieliśmy go obejść od prawej strony, wzdłuż lasku. Towarzyszyła nam spora grupa saren. Spostrzegawczy już zaczęli dostrzegać na tle lasu górną część charakterystycznej wieży kościoła w Letarzowicach. Po wejściu na drogę asfaltową ponownie zauważyliśmy oznakowania niebieskiego szlaku, który doprowadził nas do kościoła św. Jakuba. Kościół był zamknięty ale my nie daliśmy za wygraną. Po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy człowieka, który posiadał klucze i chętnie oprowadził nas po tej perełce architektonicznej. Sufit kościoła z 98 obrazami w formie kasetonów z których 60 przedstawia historię życia św. Jakuba Starszego /”czytać” należy od prawej do lewej strony/ był ostatnio odrestaurowany jak i drewniana 16 w. figura św. Jakuba. Wokół kościoła znajduje się cmentarz z ciekawymi nagrobkami. Należy także wspomnieć o małej, wolnostojącej obok kaplicy, w której ołtarz wykonano z czaszek i kości. Klucze od tego kościoła znajdują się u P. Picha, 3-ci budynek /murowany z cegły/ idąc polną drogą za kościołem ok. 150 m.
Dalej niebieski szlak doprowadził nas do asfaltowej drogi wzdłuż rz. Mohelki, która meandrując doprowadziła nas aż do Mohelnicy /tu wpada do rz. Izery/. W Mohelnicy n/Izerą miał być nasz upragniony nocleg. Po drodze „ubytowania” były jeszcze nieczynne /sezon zaczyna się dopiero w maju/, bądź jak to miało miejsce w m. Libicz, gdzie był CykloHotel z restauracją /U Brożu/ tel. 48 514 89 70 awaria instalacji wodnej po zimowych mrozach. Mogliśmy tu jedynie tylko się posilić, trochę odpocząć i mile w cieple, pogawędzić z gospodarzem i właścicielem tego miejsca, który roztaczał wizje i plany adaptacji licznych zabudowań na noclegownie, hotel i wygodniejszą restaurację dla rowerzystów i wędrowców, zapewniając na odchodne, że w Mohelnicy będą noclegi.
W Mohelnicy niestety przykra dla nas niespodzianka. Okazało się, że noclegów tu także nie uświadczysz a zaczynało się robić już szybko ciemno. Do Mnichovo Hradiszta pozostało ok. 4,5 – 5 km a więc ok. 1 godz. drogi. Autobusy już o tej porze nie kursują, taxi też w tej miejscowości brak. Z opresji wybawił nas miejscowy klient restauracji, który swoim osobowym samochodem dwoma kursami /po 4 osoby/ zawiózł nas do celu naszej dzisiejszej wędrówki. Po krótkich poszukiwaniach noclegu znaleźliśmy się w sympatycznym Pensjonacie „U Mydlaru”, tuż za dworcem kolejowym na zasłużonym odpoczynku w bardzo dobrych warunkach.
Nazajutrz połowa naszej grupki, po śniadaniu udała się na pobieżne zwiedzanie miasteczka. Nawiedziliśmy w pierwszym rzędzie kościół św. Jakuba w którym o godz. 8.00 rozpoczęła się Msza św. i o dziwo jak na czeskie warunki był zapełniony wiernymi. Następnie poszliśmy do monumentalnego pałacu, który oglądaliśmy z zewnątrz /otwarty codziennie dopiero od maja/ oraz pobliskiego kościoła Trzech Króli w którym znajduje się kaplica św. Anny i nagrobek właściciela tych dóbr słynnego Albrechta Wallsztajna. Po powrocie do pensjonatu, zabraniu plecaków ruszyliśmy już wszyscy na pobliski dworzec by o godz. 11.00 odjechać do Liberca a następnie do Zittau. Tu jeszcze w oczekiwaniu na pociąg do Gorlitz w trójkę odwiedziliśmy katolicki kościół skąd o godz. 15.00 miała wyruszyć ekumeniczna Droga Krzyżowa do Porajowa.
W ten sposób kolejne przejście przeszło do „historii”. Dziękujemy sobie wzajem za wszystko czego dobrego doświadczyliśmy na tym przejściu, za trud, wyrzeczenia, czasem niedogodności i uciążliwości. Nigdy nie zapominajmy, że na tych szlakach zawsze nam towarzyszy, wspiera nas i jest naszym najlepszym przyjacielem Ten, który powiedział „Yo Soy, El Camino, La Verdad, Y La Vida”.

A oto zdjęcia wykonane przez uczestników grupy I:
























































W kwietniu kolejnego przejścia nie będzie. Również organizacja kolejnego przejścia w maju jest bardzo mało prawdopodobna, ze względu na przygotowania do czerwcowego wyjazdu części uczestników Przejścia do Pirenejów francuskich (Saint-Jean-Pied-de-Port) na camino Drogą francuską. Przejścia nasze będziemy wiec kontynuować dopiero na jesieni, po powrocie z Santiago de Compostela.

Z naszej strony jest pewna propozycja. Osoby, które w tym roku nie udają się na camino do Hiszpanii, mogą spróbować same zorganizować kontynuację przejść na Pragę Drogą Zytawską, z Czeskiego Duba lub Mnihovego Hradiszcza.

Wiele osób, które w ubiegłym roku uczestniczyło w Przejściach Via Regia po ziemiach polskich, a nie miało okazji iść z nami Drogą Żytawską ze Zgorzelca i Goerlitz, przez Hagenwerder, Ostritz, Marienthal, Hirschfelde, Hradek nad Nisou, Grabsztejn i Bily Kostel - mogłoby zorganizować sobie przejście ta trasą, a następnie na jesieni kontynuować "marsz na Pragę" wspólnie z nami.

A my planujemy na jesieni dwa 3-dniowe przejścia, które nas doprowadzą do Pragi. Pierwsze z tych przejść miałoby na starcie charakter wycieczki, gdyz po przyjeździe do Liberca udalibyśmy się tramwajem miejskim do podnóża góry Jeszted (to ta z ta wysoką wieżą na szczycie, dookoła której krążyliśmy), następnie wjazd kolejką na szczyt góry, godzinny pobyt na szczycie, połączony z oglądaniem pięknej panoramy okolicy ze szczytu, w tym samej Pragi, do której idziemy!

Potem zjechalibyśmy z góry kolejka, tramwajem wrócili pod Dworzec autobusowy (lub kolejowy) i udali się do Czeskiego Duba (jedni) lub pociągiem do Mnihove Hradiszcze (drudzy) w celu kontynuacji naszych przejść Drogą Żytawską. I w pierwszym dniu, czyli w piątek, nocleg (wcześniej załatwiony!) mógłby być nawet już po przejściu kilku kilometrów. Na przykład w Letarzowicach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz